Nie często zdarza mi się mieć jednocześnie dom bez dzieci i trzy kwadranse w ciągu dnia na czytanie...
Wyciągnęłam z szafki jedną z niedokończonych książek...Gustaw i ja...
Nie szczególnie przepadam za biografiami czy autobiografiami aktorów, muzyków...ale tej nie mogłam sobie podarować.
W dzieciństwie kochałam Magdalenę Zawadzką, w roli Basi Wołodyjowskiej oraz późniejsze widziane z nią role filmowe..
W starszym trochę wieku, zaczęłam doceniać aktorstwo Gustawa Holoubka, po raz pierwszy chyba, kiedy zobaczyłam go w "Lawie" Tadeusza Konwickiego.
Książka jest jednym wielkim wspomnieniem Magdaleny Zawadzkiej o zmarłym mężu, jego życiu nie tylko aktorskim, ale i ich wspólnym...
Sama na końcu wspomnień pisze:
"Poczułam próbę utrwalenia tego, co pamiętam i czuję. Głównie dla siebie, ale chcę tę pamięć przekazać też tym, którzy nie znali Gustawa Holoubka takiego, jaki był na co dzień, albo chcieliby widzieć go jako pełną powagi i dostojeństwa pomnikową postać, którą nigdy nie był i nie chciałby być..."
Wiele zabawnych historii, z życia pary, ubawiło mnie w tej książce, jedną z ulubionych jest anegdota o tym, jak po długim czasie kupili sobie samochód, którym wybrali się do Krakowa. Oboje to typ ludzi " lekko zakręconych"...więc chcąc wrócić z powrotem do Warszawy wsiedli w pociąg...i w nim przypomnieli sobie, że przecież właśnie zostawili w Krakowie swój samochód:)
Ech, a jeszcze kilkanaście lat temu miałem okazję współprowadzić (to nie do końca precyzyjne słowo) wywiad z Panem Gustawem dla pewnego czasopisma ...
OdpowiedzUsuńZastanawiam się,czy jeszcze będą tego typu aktorzy w nowym pokoleniu...
OdpowiedzUsuń