Rano popijając gorącą kawę sporządzałam listę zakupów, rzeczy do załatwienia, bo przecież ich nigdy nie brakuje.
Dzieciaki sprawnie po śniadaniu zebrały się do wyjścia. Szło nadwyraz gładko...
Po 10 min. wędrówki do centrum, uświadomiłam sobie, że nie zabrałam portfela...wrrrr...powrót do domu równa się, wspinaczka pod górę.
Wróciliśmy, zabrałam portfel, Marysia zmieniła buty, Antek wypił szklankę wody i z powrotem w drogę.
Potem poszło już sprawnie- biblioteka, księgarnia( nie żeby coś kupować...to było dla relaksu), bułki na przekąskę( dzieci bardzo szybko głodnieją) i po godzinie przedziarenia się przez niezrozumiały dla mnie tłum...poczułam, że muszę-ale to bardzo muszę, napić się kawy.
Kawiarnia była blisko. Ludzi na tyle mało, że znaleźliśmy stolik z pięcioma krzesłami. Ja, dla pokrzepienia opadających sił, zamówiłam flat white( pyszna kawa)
a Dzieci wypiły po filiżance gorącego kakao.
Dobrze, że niedługo potem mogliśmy wracać do domu. Najszczęśliwsza była Marysia, bo niosąc w torbie nowy strój księżniczkowy- dosłownie odliczała kroki, żeby jak najszybciej móc go założyć.
Tak, Marysia bardzo kocha być Księżniczką, ale to zupełnie zrozumiałe, kiedy ma się 6 lat:)
To już ostatni wakacyjny piątek...lekko leniwy i rozluźniony...ale pewnie czeka na mnie dzisiaj kilka przyjemności...bo one zawsze na mnie czekają:)
Ha! Wspaniała księżniczka! My w ostatni wakacyjny piątek zwiedzalismy Aix i jeszcze idziemy na ostatnie moule... A jutro wracamy. Caluski!!
OdpowiedzUsuńWracacie,wracacie,ale za to z jakim workiem wrażeń:)miłej podróży!!
OdpowiedzUsuń