czwartek, 20 grudnia 2012

Pierniczki świąteczne...




Pieczenie pierniczków na Święta Bożego Narodzenia to jedna z rzeczy, na którą czekam i która stała się już chyba tradycją w naszym domu. Z roku na rok wyglada to troche inaczej, a to za przyczyną coraz większych dzieci...moja rola powoli staje się mniejsza...

Zazwyczaj tydzień przed Świętami, w niedzielę, kiedy czasu mamy dużo więcej, kuchnia zamienia sie w małą manufakturę pierniczkową. Ja zarabiam ciasto i wykrawam kształty(ciasto jest dość kłopotliwe), a kiedy juz blaszki wyłozone są ciastkami-dzieciaki smaruja je jajkiem i częsciowo ozdabiaja posypkami,orzeszkami...





Najważniejsze i tak zaczyna się, kiedy upieczone i wystudzone pierniczki leżą na wielkich talerzach i czekają na lukrowe ozdabianie...
ależ wówczs panuje podekscytowanie i wyścig, kto bardziej pomysłowo ozdobi ludzika, gwiadke, czy aniołka...

A nad tym wszystkim unosi się ciepły, korzenny zapach z domieszką złotego miodu....





Pierniczki

  • 2 szkl mąki
  • 2 jaja
  • 3/4 szkl cukru
  • 1 łyzka masła
  • 2 łyzki miodu
  • 1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1 łyżeczka utłuczonych przypraw(cynamon, goździki, czarny pieprz) 
Do ozdabiania pierniczków: kilka obranych migdałów, orzechów, kolorowe posypki


 Do przesianej mąki wlać rozpuszczony, gorący miód i wymieszać łyżką. Dodac cukier, sodę, przyprawy, a gdy masa lekko przestygnie-masło i 1 jajko.
dokładnie wyrabiać ręką, aż ciasto będzie głoadkie. Gotowe rozwałkować na posypanej mąką stolnicy. Foremkami wycinać kształty, smarowac rozmaconym jajkiem i dekorować. Piec ok.15 min. W zamkniętej puszce można je przechowywać nawet kilka tygodni   



  

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Antoni Ferdynand Ossendowski....moje odkrycie..

Odkryłam. Odkryłam nowa osobę, której twórczości jestem niezwykle ciekawa... Antoni Ferdynand Ossendowski...
Postać w literaturze podróżniczej(choć nie tylko) przez wiele lat zapomniana...czy raczej chowana...




Urodzony 27 maja 1876 roku w Lucynie( w Rosji,guberni witebskiej) ukończył studia przyrodniczo-matematyczne w Petersburgu,a także chemię i fizykę w Paryżu, ale swoje życie związał nie z kariera naukową, ale z ogromna swoja pasją , jaką były podróże.
Za protesty przeciwko represjom w Królestwie Kongresowym został skazany przez rosyjski sad na śmierć...na szczęście wyrok złagodzono na półtora roku twierdzy.
Był w Kraju Ałtajskim na Syberii, pływał też na statkach handlowych do Indii, Japonii i na Sumatrę. Swe podróże opisywał w książkach. Największą popularność zdobyła "Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów".
Opisał w niej wspomnienia z ucieczki z Rosji ogarniętej chaosem rewolucji. Opis obejmuje ucieczkę z Krasnojarska opanowanego przez bolszewików, zimę w tajdze, przeprawę do Mongolii i pobyt w niej u boku barona Ungerna.

Kolejne podróże owocowały z zapiski w postaci ksiązek, które długo były zakazane w Polsce( Ossendowski był zdecydowanym przeciwnikiem komunizmu i napisał bardzo krytyczna książkę o Leninie). Ten polski podróżnik umierając w roku 1945 doczekał się dopiero po 1989 wznowienia wszystkich swoich książek... do których przeczytania zachęcam i siebie i każdego miłośnika tego typu literatury...

W swoim zbiorze Ferdynand Ossendowski ma kilka propozycji dla dzieci...ja wybrałam dwie(oczywiście uznaje je za doskonały prezent pod choinkę)

Mali zwycięzcy-to pierwsza z nich



 "Henryka, Romka i Irenkę czeka największe w życiu wyzwanie – muszą samotnie stawić czoła dzikiej przyrodzie, zdobyć jedzenie i wodę oraz zbudować schronienie. W trakcie kolejnych miesięcy poznają egzotyczne zwierzęta i rośliny, nauczą się sztuki przetrwania w trudnych warunkach, zgłębią tajniki myślistwa i przeżyją zaskakujące spotkania, a niepokorna natura zgotuje im wiele niespodzianek. Przede wszystkim jednak bohaterowie odkryją moc przyjaźni, dobra, wzajemnego wsparcia i bezinteresownej pomocy."

 Druga książka ,która polecam to "Słoń Birara"




 "Słoń Birara jest ważnym członkiem rodziny małego Amry. Jest silny, wytrwały i doskonale zna pracę w dżungli. Po nagłej śmierci dziadka, który kierował pracą Birary przy wyrębie drzew, dziesięcioletni Amra musi z dnia na dzień przejąć jego obowiązki kornaka – poganiacza słonia, i jedynego żywiciela rodziny. Mądry Birara wkrótce staje się najlepszym przyjacielem chłopca, jego pomocnikiem i powiernikiem..."


Znajdzie się i coś dla dorosłych...

Niewolnicy słońca...



to zapiski z podróży w Aferyce Zachodniej. Na Czarnym Lądzie Autor odwiedził terytoria francuskie, a interesowało go praktycznie wszystko: flora i fauna, ludność tubylcza – jej wierzenia i tradycje, polityka władz kolonialnych, wreszcie historia kolejnych plemion i państw sprzed przybycia Europejczyków.

Ja w każdym razie od tej książki zacznę...




 


sobota, 8 grudnia 2012

Śnieżne kuleczki, czyli czekoladowo-miętowe trufle...

Zima zbliża się wielkimi krokami, zapowiadane opady śniegu i minusowe temperatury, coraz bardziej o tym przypominają...

Ja też postanowiłam przygotować domownikom smaczną niespodziankę na niedzielne popołudnie...
Zrobiłam trufle miętowo-czekoladowe,które swoim wyglądem przypominaja śnieżne kule...takie jakie uwielbiaja lepić ze śniegu wszystkie dzieci:)
Deser jest bardzo łatwy do zrobienia, smaczny i....tutaj można dodać by więcej pozytywnych określeń w zależności od tego, co miłego robimy w trakcie zajadania kuleczek:)




Trufle czekoladowo-miętowe


20 porcji
 

składniki:
  • 100ml śmietany 30%
  • 200g czekolady mlecznej  
  • 1/4 łyżeczki ekstraktu miętowego(jeśli ktoś ma problem z jego kupieniem-to trufle beda tylko czekoladowe:))
  • cukier puder do obtaczania
Zagotować śmietnę w rondelku, po czym zmniejszyć temeraturę i dodać połamana w kostki czekoladę.Mieszać aż do rozpuszczenia i dokładnego połączenia składników, następnie dodać miętę. Wystudzić i schłodzić aż powstanie gęsta masa. Zajmie to jakieś 2-3 godziny.

Masę wybierać łyżeczka i kształtować kulki w wielkości orzecha włoskiego. Obtoczyć w cukrze pudrze. Trufle można przetrzymać w chłodnym miejscu 3 dni albo w zamrażarce przez miesiąc.





 


  
 

środa, 5 grudnia 2012

Myśląc o Wigilii...

Adwent na dobre się zaczął i każdy dzień przybliża nas do Świąt Bożego Narodzenia...i nie da sie ukryć, że coraz częściej będziemy zastanawiać się nad samą Wigilią...jej znaczeniem i przeżywaniem ale i także o tej stronie, która karmi ciało:)
Rok temu z myślą o dzieciach kupiłam książkę Hanny Szymanderskiej Polska Wigilia...okazało sie jednak, że ta pozycja była zdecydowanie dla mnie. 






Znalazłam w niej bardzo dokładne i ciekawe opisy dotyczące kształtowania się tradycji wigilijnej...znaczenia poszczególnych jej symboli a także przeżywania tej wyjątkowej wieczerzy w różnych regionach Polski. Nie brakuje też tam opowieści o kolędach i ich korzeniach a także tradycji szopek i jasełek..

Jednak większość książki poświęcona jest niezwykle bogatemu wachlarzowi potraw wigilijnych. Bez wzgledu z jakiego krańca Polski każdy z nas pochodzi-na pewno znajdzie coś dla siebie...Sporo tam i staropolskich przepisów, do których warto sięgać...i ubogacać tradycją wigilijny stół....już o kontynuowaniu tradycji nie wspomnę.
Przyznam,że w zeszłym roku skorzystałam z kilku receptur i w tym roku też zamierzam to zrobić...tylko jeszcze nie wiem na co się zdecydować...

Na pewno polecam BUŁKĘ  ŻYDOWSKĄ!!!!

składniki: 
1kg pszennej mąki
30 g drożdży
łyżka soli
0,5 l przegotowanego mleka
szczypta pieprzu
jajko do smarowania
mak do posypania


W letnim mleku(2łyżki) rozrobić dokładnie drożdże i zostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Połowę mąki rozczynić z drożdżami i szklanką mleka, dokładnie wymieszać i zostawić przykryte czystą ściereczką w ciepłym miejscu do wyrośnięcia.
Gdy rozczyn dwukrotnie zwiększy swoja objetość,dodać pozostałą makę, sól, pieprz i dolewając mleko,wyrabiać ciasto(można mikserem). Gdy na powierzchni zaczynają pokazywać się pęcherzyki powietrza zostawić ciasto ponownie do wyrośnięcia. Stolnicę posypać maką,podzielić wyrosśnięte ciasto na części i utoczyć grube wałki; zapleść warkocz, ułożyc bułki na posmarowanej tłuszczem i oprószonej maką blasze, a gdy urośnie, posmarować jajkiem, posypać makiemi, wstawić do gorącego piekarnika. Piec ok. 60 min.
Skórka na bułce powinna być pomarańczowego koloru i trzeszcząca.



  Jeszcze przypomniał mi sie pewien tytuł...nadaje się świetnie na prezent pod choinkę ( albo można sobie samemu sprawić taki podarek)...
9 Wigilii tak nazywa się zbiór dziwięciu opowiadań, różnych autorów ,dotyczących Bożego Narodzenia. Nie zawsze opisane historie są radosne,ale zawsze są niezwykłe...


piątek, 30 listopada 2012

A Mikołaj coraz bliżej...

Od kilku dni całkiem mroźno sie zrobiło...poranny szron wyzwala w dzieciach wzmożoną ekscytacje związaną ze zbliżającą się wizytą Św. Mikołaja...
Listy, wiadomo juz wysłane- czy raczej zabrane przez Aniołka...teraz przyszedł czas na wyobrażanie sobie w jakich okolicznościach może pojawić się upragniony Gość.

Nigdy nie promowałam dzieciom postaci powszechnie obecnego Krasnoluda...a starałam się pokazywać im prawdziwą postać i historię św. Mikołaja...

Bardzo pomocną okazała się książeczka napisana przez Mirosława Krzyszkowskiego "Opowieść o świętym Mikołaju, czyli kim był naprawdę"



 Autor przenosi nas w zamierzchłe czasy IV wieku naszej ery, kiedy zaczyna się ta niezwykła opowieść o jednej z  najbarwniejszych postaci naszej kultury.

Równie udanym wydawnictwem jest płyta multimedialna "Kim był święty Mikołaj". 





 Idealna propozycja dla dzieci w wieku 6-8 lat (choć mój 4 letni Szymek słucha z wielka chęcia).
Płyta zawiera słuchowisko w wersji audio z udziałem krakowskich aktorów.
 Razem z Basią i Kamilem wędrujemy przez życie i przygody Świętego.
W części multimedialnej skrzaty przygotwowały niespodzianki w postaci: puzzli,quizu, labiryntu i gry "Pomocny skrzacik".


Na koniec jeszcze wzmianka o przepieknej książce napisanej przez ks.Jana Twardowskiego "Uśmiech na gwiazdkę"


 Znajdziecie w niej nie tylko mądrości dotyczące św. Mikołaja i rozdawania prezentów, ale i wiele tam tekstów o Wigilii i Bożym Narodzeniu, o szczęściu i miłości...

środa, 28 listopada 2012

Coś ciepłego i dobrego...






Nie ma co ukrywać, z każdym dniem jest zimniej i zimniej, a jeśli dodać do tego wiatr wydmuchujacy resztki ciepła spod kurtek i czapek, to najczęściej wtedy uciekamy myślami do czegoś co może przynieść nam ulgę...
Oczywiście jednym ze sposobów jest cieplejsze ubieranie się i jak najrzadsze opuszczanie cieplutkich pomieszczeń...ale znając życie jest to mało realne:)
Ja najczęściej po powrocie z tak nieprzyjaznego środowiska korzystam z ciepłych napojów rozgrzewających.
Weźmy choćby
herbatę rozgrzewającą


składniki:
  • łyżeczka czarnej herbaty
  • 2-3 goździki
  • po kilka ziaren kolendry i ziela angielskiego
  • po szczypcie mielonego cynamonu i imbiru 
Rozgniatamy wszystkie składniki i wsypujemy do imbryczka razem z herbatą. Zalewamy wrzątkiem i pod przykryciem odstawiamy na 5 min.w ciepłe miejsce do naciągnięcia.Odcedzamy napar. Można herbate dosłodzić miodem....



Dla takich miłośników kawy jak ja, kawa z imbirem to też rozwiązanie. Wystarczy do kubka zaparzonej kawy dodać szczyptę imbiru i cynamonu oraz  posłodzić miodem...





Lubię też dzieciom przed snem robić 

mleko z cynamonem i miodem

Mleko (jedną szklankę) zagotować z cynamonem. Lekko ostudzić i dodać miód.
Pysznie smakuje i utula do snu:)
No i na koniec zostawiłam coś co doskonale pija się w specjalnie dobranych okolicznościach. Jakaś wolna chwila, książka przy boku, rozpalony kominek(może być nawet ,jak w moim przypadku, gazowy...też się żarzy ładnie) i ....
gorąca czekolada

składniki:
  • 200ml mleka
  • 1 tabliczka czekolady
  • 1 łyżka cukru lub miodu
  • 1 płaska łyżka kakao
Czekoladę rozpuszczamy w garnku z odrobiną wody(1/4 szkl). Następnie dodajemy mleko, cukier lub miód i wszystko cały czas mieszając doprowadzamy do zagrzania- nie gotujemy!

 


piątek, 23 listopada 2012

Podszepty dla Świętego Mikołaja...

Z każdym dniem sklepy, ulice ,domy zaczynaja błyszczeć światełkami...choinkami i wszystkim co przypomina Boże Narodzenie...
...jak dla mnie dużo za wcześnie...
ale nie jest za wcześnie, żeby pomyśleć o dobrych prezentach dla dzieci, nie tylko z okazji wizyty Św. Mikołaja...ale i na czas oczekiwania na Boże Narodzenie...
Tym razem siegnęłam znów na półkę z książkami moich dzieci...mają tam takie dwie perełki, które od kilku lat towarzyszą nam w tym okresie...

Pierwsza z nich to, "A w Wigilię przyjdzie Niedźwiedź" Janoscha



Dwadzieścia cztery historyjki na Święta Bożego Narodzenia- po jednej na każdy grudniowy dzień aż do Wigilii.
Wigilijny Niedźwiedź wędruje przez świat i zbiera od wszystkich życzenia, by obdarować każdego wymarzonym prezentem.
...Piękna opowieść o tym, że trzeba się dzielić, pomagać w biedzie i nieszczęściu, po prostu być dobrym dla innych.
 Jeśli dołożyć do fabuły ilustracje...to trudno się oprzeć przed kupieniem tomu historyjek w prezencie dla jakiegoś Malucha.

Druga propozycją jest książka, która zachęca do wspólnego rodzinnego, adwentowego oczekiwania.." Wszyscy na Ciebie czekamy" autorstwa  Marka Kity i ilustracjami Doroty Łoskot-Cichockiej.


Ksiązka ukazuje opisane w Biblii oczekiwanie na Mesjasza. Przybliżą głębię szopki bożonarodzeniowej.
Każdego dnia Adwentu dziecko poznaje jedną z ważnych postaci starotestamentalnych, które przygotowywały Ludzkość na przyjście Zbawiciela. Korzystając z dołączonych wycinanek tych bohaterów oraz specjalnego plakatu, dziecko tworzy ciekawy obraz.


 No i jeszcze warto wspomnieć o dołączonej pięknej płycie z tradycyjnymi pieśniami adwentowymi w wykonaniu zespołu MIRABILIA MUSICA....polecam gorąco!

I na koniec coś dla miłośników pięknych baśni...
Marie-Catherine d'Aulnoy "Błękitny ptak i inne baśnie"






W słowie wstępnym można dowiedzieć się , że twórczość autorki tych baśni wędrowała z Francji do Polski trzysta długich lat..
"Witamy Panią d'Aulnoy w Polsce. Ogłaszamy koniec jej literackiego czyśća. Miejsce na półkach z dziecięcymi ksiązkami, między baśniami Andersena, braci Grimm, Charles'a Perraulta...już nie będzie puste"
W naszym domu od kilku lat już gości:):)


niedziela, 18 listopada 2012

Torty,torty..

Przyznam, że nigdy  nie przepadałam za tortami, a o ich robieniu nawet myśleć nie chciałam...choć ogólnie pieczenie zawsze sprawiało mi radość! Ale torty były traktowane przeze mnie obco...i to bardzo!!

Aż pojawiły sie dzieci...i to jeszcze nie pierwsza dwójka, dopiero kolejne Maluchy uświadomiły mi, że dobrze jest spróbować zrobić TORT dla dzieci samemu. Nie dość, że oszczędniej, to wiadomo co w nich jest , są zjadalne i nade wszystko wywołują ogromną radość u małych jubilatów. Uwielbiam ten błysk w ich oku i tę satysfakcje na twarzy, że to właśnie tylko i wyłącznie dla nich tort został przygotowany. Czasami wydaję mi się, że nawet prezenty nie sprawiają im takiej radości...

Myślę sobie, że bycie mamą wyzwala takie umięjętności z nas, o których wcześniej by nam sie nie śniło. Ja zawsze wiedziałam,że uzdolnień artystycznych nie mam za grosz...ale jednak coś udało sie wykrzesać,
żeby powstał np.tortowy pociąg...albo serduszko,czy motylek...


Wczoraj zaszalałam...zrobiłam dwa torty...oj masaż po nich był wskazany( swoja droga podziwiam cukierników). Jeden z tortów należał do Szymonka...w końcu czas na świętowanie jego 4 urodzin...


czwartek, 15 listopada 2012

Na przekór listopadowym szarościom...

Od kilku dni listopadowe szarości nie chcą nas opuścić...rano szaro, popołudniu szaro i wieczór szybciej zapada...
Dzisiaj dzieciaki miały zamkniętą szkołę i trzeba było jakoś rozweselić ten dzień.

Skoro było więcej czasu na wszystko, można było wyciagnąć wiekszą ilość  Bajek -Grajek...które kocha cała rodzina. No tak! Kiedy miałam jakieś 7 lat, mama kupiła mi pierwszą bajkę muzyczną "Tymoteusz Rymcimcim" i od tamtego czasu moja miłość do słuchowisk muzycznych nie wygasła. Stąd też ich obecność u naszych dzieci. Każde z nich lubi coś innego, ale są i wspólne, wciąż słuchane bajki.
Weźmy "Pimpusia Sadełko", czy niezwykłą baśń  " o Złotym patku"..."Ośła skórka".

Przy takich bajkach można wspaniale kolorować...albo malować farbami...tak jak to było dzisiaj....






Dwa obrazki- Szymka i Marysi były baaardzo jesienne i chyba malowane z największą radością-skoro do woli mogli moczyć palce w farbie i odbijac ślady na kartce:)




No i jeszcze dzisiejsza rocznica urodzin naszej ukochanej Astrid Lindgren...z tej okazji oglądnęliśmy "Madikę z Czerwocowego wzgórza"


Miało być jeszcze pieczenie babeczek z Marysią...ale dzień tak szybko się skończył...pewnie uda sie następnym razem:)

piątek, 9 listopada 2012

Krótka wyprawa z Marysią...

Codzienność bywa czasami bezlitosna i trzeba mocno się wysilić, żeby wykrzesać choć trochę czasu na pobycie z dziećmi każdego dnia. Przy Czwórce to już trochę trudniejsze...oczywiście, są wspólne wieczory z książką, pieczenia babeczek, spacery....ale to czasem za mało...

Dlatego próbuję szukać dodatkowych chwil . I nie da się tutaj stworzyć żadnego schematu, bo każde dziecko jest inne, ma inne potrzeby i inaczej lubi ten czas organizować.

Tydzień temu udało mi się z Marysią pojechać do Birmingham ...jeżdzimy tam mniej więcej raz w miesiącu...tylko we dwie. Marysia najczęsciej pakuje do plecaka książkę do czytania( bo 40 min droga autobusem wcale nie przebiega tylko na rozmowach)Misia Wędrowniczka w stosownymn do dnia ubranku i ruszamy.

Zawsze odwiedzamy nasza ulubioną, kilkupiętrową księgarnię, gdzie zasiadamy zazwyczaj na chwilę w kawiarence umieszczonej wśród książek( nie ma dla mnie lepszego relaksu)i ja, poijając kawę, Marysia gorącą czekoladę...rozmawiamy ...wtedy sobie przyjemnie, swobodnie rozmawiamy...

Ostatnio natrafiłysmy na sympatyczny występ grupy z Walii...taki uliczny pokaz co niektórych, tradycyjnych tańców. Było wesoło,kolorowo ...i interesująco












Obejrzałyśmy też piękny pomnik admirała Nelsona...ciekawe też, że Anglicy przygotowując się do uroczystości 11 listopada...upamiętniaja wówczas wszystkie pomniki bohaterów, czy wydarzeń związanych z historią ich państwa...to bardzo prosta droga do budowania patriotyzmu....i nikt się tego nie wstydzi...









A na koniec zobaczyłam przesłodką wystawę w sklepie...trudno było się oprzeć...


czwartek, 1 listopada 2012

Bal świętych...

Trudno mi dzisiaj powstrzymać radość...bo jak tu się nie cieszyć...kiedy świętuje całe Niebo???

Całkiem niedawno uświadomiłam sobie, że Niebo wypełnone jest ludźmi, którzy budowali piękno i je przekazywali...i to, że sama mogę być tu gdzie jestem wynika właśnie z ich miłości...nieustannie podłączonej do ŹRÓDŁA...

Pewnie wieczorem po raz...już przestałam liczyć który, włączę sobie film Carla Carlei, Ojciec Pio ze wspaniała grą Sergio Caselitto









Jeszcze mogę  polecić film o historii św. Rity...niezwykle poruszający...






A na koniec - najlepsza ekranizacja opowiadająca o  życiu św.Franciszka z Asyżu i św. Klary


 

Filmy, o których napisałam, dają też mozliwość poznania historii i politycznej i obyczajowej...doskonała sprawa dla każdego, kto ma w sobie pasje odkrywcy...

sobota, 27 października 2012

Ciasto czekoladowe z gruszkami...

Właśnie się zorientowałam, że w tym roku,kulinarnie, jakoś po macoszemu potraktowałam gruszki. Czas to naprawić, tym bardziej, że natknęłam sie na pyszny przepis na ciasto z tych owoców, autorstwa Nigelli Lawson...

Ciasto bardzo proste, niezwykle smaczne... zapraszam...


 Ciasto czekoladowe z gruszkami

6-8 porcji

składniki:

  • 2 puszki gruszek w syropie(400g)
  • 150 g  miękkiego masła + na wysmarowanie formy
  • 125 g drobnego cukru
  • 2 łyżeczki ekstraktu z waniliowego
  • 125 g mąki pszennej
  • 25 g kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 2 jajka

Sos czekoladowy:

  • 100 g ciemnej 70% czekolady
  • 50 ml wody
  • 2 łyżki śmietany kremowej 30%
  • 2 łyżki cukru trzcinowego

Rozgrzać piekarnik do 200 stopni.
Gruszki odsączyć i ułożyć w blaszce. 



Pozostałe składniki zmiksować na gładką masę. Zalać gruszki  dość rzadkim ciastem i piec 30 min.



 Ciasto ostudzić  przez 10 min. i pokroić na kawałki.
Przygotować sos czekoladowy. Czekoladę połamać na kawałki i umieścic w małym rondlu o grubym dnie, dodać pozostałe składniki, starannie wymieszać, zdjąć z ognia.

Polać ciasto sosem czekoladowym, można podawać z lodami...:)