niedziela, 1 grudnia 2013

Gwiazdeczki cynamonowe pod bezową kołderką....



Do wizyty św. Mikołaja coraz bliżej, więc i atmosfera w domu robi się coraz bardziej emocjonująca...
Za pięć dni odwiedzi nas ten niezwykły Gość i serca dzieciaków będą bić głośno. Ale ,żeby nie było, że to tylko dzieci są obdarowane...Świętemu też przygotowaliśmy małą niespodziankę...niech sobie przekąsi małe co nieco...coś co będzie przypominać o zimie i zbliżających się Świętach...a jednocześnie stanie się dziękczynnym ukłonem w kierunku Dobrodzieja...

Tym czymś są, pachnące cynamonem i imbirem ciasteczka....łatwe w wykonaniu i pyszne w degustacji:)


Gwiazdeczki cynamonowe

składniki:

  • 2 białka z dużych jajek
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
  • starta skórka z cytryny
  • 200 g cukru pudru, plud dodatkowo na posypanie 
  • 250 g zmielonych migdałów
  • 2 łyżeczki zmielonego cynamonu
  • 2 łyżeczki zmielonego imbiru


Piekarnik nagrzać do temp. 150 stopni i wyłożyć pergaminem dużą blaszkę do pieczenia.
Białka ubijamy w misce na sztywną pianę. Dodajemy sok z cytryny i znowu ubijamy aż zaczną tworzyć się miękkie szpice.
Teraz dodajemy cukier puder i nadal miksujemy na niskich obrotach aż masa będzie bardzo sztywna.
Z miski odkładamy 1/4 masy( będzie potem nam służyc do smarowania ciastek). Do reszty dodac migdały, imbir i starta skórke z cytryny. Mieszamy aż powstanie jednolita masa lekko klejąca.
Teraz ciasto należy położyć na oddzielnym pergaminie ,posypanym cukrem pudrem , wierzch ciasta również obsypujemy cukrem i przykrywamy drugim kawałkiem pergaminu(chodzi o to, że pergamin ułatwi nam wałkowanie lekko klejącego ciasta). Ciasto rozwałkowujemy na grubość ok. 0.5 cm. Ściągamy wierzchni pergamin i wykrawamy foremką gwiazdkową jak najwięcej ciasteczek, które układamy na wcześniej już przygotowanej blaszce.


Kiedy ciastka będą już leżały gotowe do pieczenia, smarujemy je odłożoną wcześniej masą bezową(jeśli zrobiła się za gęsta ,dodajemy kilka kropli wody dla ułatwienia rozprowadzania).
Teraz gotowe gwiazdki wsadzamy do piekarnika na 12-15 min i pilnujemy ,żeby beza nie zrobiła się brązowa...

Po przestudzeniu można ciastka zjeść od razu:) albo schować do metalowej puszki i przetrzymywać w niej 2 tygodnie.



czwartek, 28 listopada 2013

Listopadowe czytadło...

Kiedy na świecie pojawia się mały człowieczek, wszystko zmienia się już niepowtarzalnie i nabiera zupełnie nowych barw...
no i wiadomo... przychodzi głęboka świadomość, że przez najbliższy czas nie będę miała czasu na czytanie książek (w satysfakcjonującej ilości)...

Ale ...ale...trzy dni spędzone z Maleństwem w szpitalu po jego narodzinach...dało mi okazję do przeczytania pięknej książki J. M. Coetzee 
"Ciemny kraj"...to debiut literacki tego autora...



Nie można powiedzieć, że jest to literatura łatwa, ale niewątpliwie pobudza do myślenia i nie pozostawia emocji w sferze ..."bezpieczne".

"Ciemny kraj" to opowieść złożona z dwóch historii dwóch mężczyzn żyjących w dwóch różnych epokach- urzędnika, piszącego raport o wojnie w Wietnamie
i burskiego kolonizatora wyprawiającego się w głąb Afryki...
Obaj bohaterowie książki spotykaja się ze złem i sami niepostrzeżenie nim nasiąkając, zaczynają mu ulegać...każdy w inny sposób...ale mechanizm jest ten sam...
Stają się skłonni do coraz większych okrucieństw...oddalając się od swojej istoty człowieczeństwa...
Trudne chwilami, emocjonalnie, do przebrnięcia fragmenty książki, jednocześnie pokazują, złożoność i kruchość natury człowieka...jego łatwość do odchodzenia od  naturalnych praw...konsekwencje takich wyborów...

Książkę czytałam z pewnym trudem, ale jednocześnie cieszę się, że dotarłam do końca... i mogę szczerze polecić, nawet na listopadowe wieczory...









niedziela, 10 listopada 2013

Nieśmiertelny urok Bajek -Grajek...



To już trzydzieści lat minęło, kiedy po raz pierwszy moja mama kupiła mi pierwsza płytę analogową z bajką muzyczną " Tymoteusz Rymcim cim" -bajeczka krótka, ale była dla mnie i mojej siostry czymś tak zjawiskowym, że nie mogłysmy jej przestać słuchać...
Widocznie fascynacja była na tyle wyraźna ,że bardzo szybko zaczęły pojawiać sie na półce kolejne płyty z bajkami i wierszami...
Tak, wiersze Tuwima i Brzechwy,których szybko nauczyłam sie na pamięć i zabawiałam rodzinę ich recytowaniem a potem przeniosłam na grunt szkoły  za co udało mi sie zdobyć, kilka nagród w konkursach recytatorskich...heh... czar wspomnień...
Mam taką swoją plejdę absolutnych hitów, które do dzisiaj dla mnie to aktorskie mistrzostwo świata... 
Poza tym słuchanie godzinami tych wszystkich bajek powodowało rozbudzanie wyobraźni i sprawiało,ze nigdy z siostrą nie nudziłysmy się...no bo jak sie nudzić kiedy znając wszystko na pamięc można było odgrywać godzinami wszystkie bajki, śpiewać i sprawiać,że czas jesienno -zimowy upływal bardzo szybko...

Moja ukochana bajka "Złoty ptak", która też stała sie hitem numer jeden moich dzieci...potrafią przy niej zasypiać z rzędu przez kilka tygodni....





"Drzewko Aby-baby" 

"Stoliczku nakryj się"

"Lampa Aladyna"

...to tylko kilka z nich,które w całości niemal znam na pamięć do dziś...

Dlatego wiem, że najpiękniejsza bajka w TV nie zastąpi tego co porusza wyobraźnię i duszę dziecka kiedy zapada sie w muzyczny świat bajkowy...

Od kilku dni budzi mnie Szymon rano, kiedy słyszę dolatujace z jego pokoju piosenki z bajki o Piotrusiu Panu... i nawet nie przyjdzie mi do głowy poproszenie go o ich wyłączenie...bo mi wówczas też bajkowo...



czwartek, 10 października 2013

Urok książek Renaty Piątkowskiej....

Fakt, że jestem dozgonną fanką książek Astrid Lindgren, nie jest żadną tajemnicą. Podziwiam ją za dziecięctwo ,które nosiła w sobie i dzieki temu tworzyła tak fantastyczne książki. Książki, które doskonale bawią dzieci i dorosłych, wyciskają strugi łez a do tego sprawiają,że ich wspólne czytanie to wspaniała zabawa dla całej rodziny!

Bardzo długo myślałam, że jużtrudno będzie o tego typu pisarza dla dzieci...aż tu niespodzianka...kilka lat temu kupiłam ,ot tak z przypadku, książkę Renaty Piątkowskiej " Opwiadania dla przedszkolaków"... i okazało się, że jest genialna... ogromnie zabawna i  co mnie najbardziej w niej ujeło, to niezwykła umiejętność wejścia w psychikę dziecka i przedstawienia świata z jego punktu widzenia.


Książka ,którą polecam każdemu, kto ma dzieci w wieku przedszkolnym...
Główny bohater - Tomek- pojawia sie w kontynuacji poznawania świata przez pryzmat kilkulatka - w książce " Opowieści z piaskownicy"...zabawa gwarantowana ...(nawet chwilami bardziej dla rodziców niż dla dzieci).






Ostatnio szukając do kupienia dla Szymona nowej książki do czytania, postanowiałam bliżej zapoznać się z twórczością Renaty Piatkowskiej i natrafilam na dość długą listę jej twórczości dla dzieci. I już zacieram ręce na myśl,że będzie co czytać:)
Póki co, pochłaniamy kolejne rozdziały równie zabawnej książki jej autorstwa "Na wszystko jest sposób", za którą otrzymała nagrodę w Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren (wcale się nie dziwię).







Chcę jeszcze wspomnieć o ilustracjach, których autorem jest Artur Gulewicz...nadają pełni treści i niewątpliwie pobudzają wyobraźnię...w każdym razie takie mam doświadczenie jeśli chodzi o moje dzieci:)

Będziemy czytać i czytać ...a jak znowu Pani Renata zachwyci mnie jakąś książką...to napiszę:)






Mam tylko nadzieję,że jej twórczość nadal bedzie kwitła, bo mało mamy tak dobrych polskich pisarzy dla dzieci...współcześnie!

 


 

niedziela, 22 września 2013

Tort czekoladowo-wiśniowy...

Szukałam, szukałam i znalazłam...nowy przepis na tort. Zosia, która właśnie obchodziła swoje 11-te urodziny, nie miała wygórowanych życzeń, ważne że tort był czekoladowy...

Wyszperałam spośród dziesiątek przepisów w necie taki jeden, który zachęcił mnie do zrobienia go od razu, ponieważ ... składnikiem wielce istotnym w tym torcie są...wiśnie...a ja kocham połączenie czekolady z wiśniami...





TORT CZEKOLADOWO- WIŚNIOWY

Biszkopt:

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni. Dno tortownicy smarujemy tłuszczem, boki zostawić nienatłuszczone.
  • 6 jajek
  • 1 szklanka cukru
  • 1/2 szklanki mąki
  • 1/2 szklanki mąki ziemniaczanej
  • 3 łyżki kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
Białka ubić z cukrem na sztywną i lśniącą masę, dodać roztrzepane żółtka i mieszamy energicznie łyżką. Następnie w misce mieszamy mąki, kakao i proszek do pieczenia - dokładnie  mieszamy a następnie przesiewamy do masy białkowej. Delikatnie mieszamy i przelewamy do tortownicy. Pieczemy 45 min.- sprawdzamy patyczkiem ,który po wyciągnięciu powinien być suchy. Po wystygnięciu biszkopt kroimy na trzy części.


Masa:
  • 200 g gorzkiej czekolady
  • 500 ml kremówki
  • cukier puder (wedle upodobań)
  • 500 g serka mascarpone
  • wiśnie ( świeże, mrożone lub ze słoika)
  • 30 g masła
W kąpieli wodnej rozpuszczamy 100 g czekolady. Kremówke ubijamy z cukrem pudrem. Kiedy już bedzie ubita-odkładamy 5-6 łyżek do miseczki. Następnie do pozostałej części dodajemy mascarpone, chwilkę ubijamy i dodajemy przestudzona czekoladę. Mieszamy dokładnie.
 

Pozostałe 100 g czekoalady rozpuszczamy w kapieli wodnej razem masłem. Kiedy masa przestygnie, dodajemy do niej odłożoną kremówkę. Mieszamy i dodajemy wiśnie. Masę wykładamy na dolny biszkopt. Przykrywamy drugim krążkiem biszkoptowym, na który nakładamy masę czekoladową mascarpone. Teraz kolej na ostatni biszkopt, który pokrywamy tą samą masą jak i boki całego tortu. Pozostałą masą ozdabiamy tort, używając dodatkowo wiśni i wiórek czekoladowych.





niedziela, 15 września 2013

Zapach cedru...

Dzisiejsze popołudnie, choć jeszcze letnie, to już mocno daje oznaki, że zbliża się jesień...ta szara, wietrzna i deszczowa...mam jednak nadzieję, że nie zabraknie i pięknych słonecznych dni...

W każdym razie, na taki dzień jak dzisiejsza niedziela, doskonała jest książka, filiżanka gorącej kawy i świeżo upieczona babeczka marchwiowa...

 

Od kilku dni czytam jedną z dwóch bardziej znanych książek Ann- Marie Macdonald



 "Zapach cedru". 



               

 Kiedy po raz pierwszy wzięłam tę powieść do ręki, zwróciłam uwagę na umieszoną na okładce, krótką opinię Ophry Winfrey: " Co za szalona jazda! Nie nadążałam z przewracaniem kartek ". I szczerze przyznam, że nie potraktowałam tej wypowiedzi szczerze...do momentu dopóki sama nie zaczęłam czytac zachłannie każdej kolejnej strony.
Poszperałam w internecie i znalazłam całą gamę różnych opinii na temat tej książki, więc podarowałam sobie dalsze wirtualne poszukiwania i skupiłam się na pachnących nowością kartkach tej powieści....

Co za niezwykła i nieprzewidywalna książka... pełna mrocznych historii i odcieni miłości...nie jest to tanie romansidło...oj, nie!

Krótko mówiąc " Zapach cedru" to saga rodzinna, której dzieje rozpiete są między końcem XIX wieku a latami 70-tymi XX wieku. Mnie ujeła barwność relacji międzyludzkich, która jest podstawą tej książki. Jeśli dodać do tego nieoczekiwane zmiany losów głównych bohaterów zaplatane w wydarzenia historyczne toczące sie w tle...to warto po nią sięgnąć...
Nie jest to książka lekka, ale na pewno przyjemna, kobiety, które w niej spotykamy są tak bardzo różne, każda z nich to jedna nić w utkanej historii. Dopełnieniem bardzo wyraźnym jest Jakub Pipper , mąż Materii, z którą zakładają rodzinę- losy, której zgłębiamy z każdą stroną!

O fabule pisać nie będę, bo warto samemu sięgnąć po tę intrygującą sagę, a po drugie książka ma tak nietypowy klimat, że mogłabym jeszcze niechcący go zniekształcić...
Jedyne co mogę, to szczerze polecić próbę złapania i zanurzenia się w zapachu cedru...zapachu, którego choć z doświadczenia nie znam, to po tej lekturze będę intensywnie poszukiwać....

niedziela, 8 września 2013

Ciasto śliwkowo-migdałowe...

We wrześniu na stole królują u mnie śliwki, zawsze chętnie zjadane prosto z koszyka albo w cieście...



Dzisiaj wypróbowałam  połącznie śliwek z ciastem migdałowym...wyszło pysznie:)





CIASTO ŚLIWKOWO- MIGDAŁOWE

składniki:

  • 175 g mąki
  • 30 g mielonych migdałów
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 120 ml oleju słonecznikowego 
  • 120 ml jogurtu
  • 60 ml soku pomarańczowego
  • łyżka startej skórki pomarańczowej ( jeśli ktoś nie lubi intensywnego smaku pomarańczy można z rezygnować z dodania skórki a zastąpić aromatem pomarańczowym)
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka extraktu z wanilii
  • 200g cukru
  • 7-8 śliwek

wykonanie:

Piekarnik nagrzać do temperatury 205 stopni. Formę natłuścić i oprószyc mąką, następnie wyłozyc pergaminem.

W misce wymieszać mąkę, migdały, proszek do pieczenia i sól.
Do drugiej miski wlać olej, jogurt, sok pomarańczowy i skórkę, jajko oraz extrat waniliowy. Wsypać cukier i dokładnie wymieszać. Masę wlać do miski z suchymi składnikami i dobrze wymieszać. Gotową masę wylewamy do formy ,na wierzch układamy pokrojone sliwki i posypujemy brązowym cukrem( ja do cukru dodałam 2 łyżeczki zmielonych migdałów...smak ciasta jest intensywniejszy), można też zrobić kruszonkę i użyc jej zamiast cukru.
Piec w piekarniku 35-45 min...  



środa, 4 września 2013

John Maxwell Coetzee-na pożegnanie wakcji...

Podczas wakacji miałam prawdziwe szczęście, bo każda książka, która wpadła mi w ręce i została przeze mnie przeczytana - okazała się bardzo dobrym wyborem...

W ostatnim tygodniu pochłonęłam, podrzuconą mi przez znajomą, książkę J. M Coetzee'a " Dzieciństwo Jezusa".




W pierwszym momencie pomyślałam, że czeka na mnie kolejna pozycja filozoficzno- teologiczna...ale wynikało to z tego,że było to moje pierwsze spotkanie z twórczością ów pisarza...

Ale po  pierwszych stronach  książki już wiedziałam,że czeka mnie niesamowita wędrówka przez historię współczesnej rodziny z Nazaretu umiejscowionej w świecie  bez Boga...historia przejmujaca i tak uniwersalna, że każdy z nas może odnaleźć w niej kawałek swojego życia...
Świat, w którym sie znajdujemy jest początkiem życia wielu uchodźców, którzy musieli pozostawić swoje wcześniejsze życie i z nową tożsamością podjąć walke o przeżycie. Zaczynają uczyć sie nowego języka, nowych zasad funkcjonowania...W tej nowej rzeczywistości poznajemy Simona, który jako jeden wśród przybyłych, przygarnia zagubionego, pięcioletniego, wyjatkowego chłopca...Davida. Postanawia odnaleźć jego matkę...pewnego dnia spotyka Ines i rozpoznaje w niej matkę chłopca...


Nie ukrywam, że rozpaliła się we mnie niezwykła ciekawość twórczości tego południowoafrykańskiego pisarza(dzisiaj ma obywatelstwo australijskie), który dwukrotnie był uhonorowany prestiżową nagrodą Bookera a w 2003 r. otrzymał Nagrodę Nobla...


niedziela, 11 sierpnia 2013

Pianka kokosowo- jogurtowa z jagodami w galaretce....


Spotkań z jagodami ciąg dalszy...tym razem w dobrym połączeniu z kokosem i galaretką...
Idealnie nadaje się na gorące dni, bo jest lekka , orzeźwiająca i nie trzeba jej piec:)

Dodam jeszcze, że spód ciasta zrobiony jest z ciasteczek Oreo, tak lubianych przez moje dzieci...




"Pianka kokosowo-jogurtowa z jagodami"

Składniki:
  • 300 g ciasteczek Oreo z nadzieniem czekoladowym
  • 60 g masła roztopionego lub bardzo miękkiego
  • 500 ml śmietanki kokosowej 22%-schłodzonej ( ja użyłam mleka kokosowego, ale może też być  śmietanka 30%)
  • 1000 g jogurtu greckiego 10% -w temp. pokojowej
  • 6 łyżek cukru pudru (można dodać więcej jak ktoś woli)
  • 7 łyżeczek żelatyny rozpuszczonej w 1/3 szklanki gorącej wody
  • 1 galaretka z owoców leśnych
  • 250 g jagód
  • 3/4 szklanki wiórków kokosowych
Wykonanie:
  •  Ciastka i masło  umieścić w malakserze i zmiksować do otrzymania masy o konsystencji mokrego piasku.  Formę kwadratową o boku 23 cm ( lub tortownicę o średnicy 22 cm) wyłożyć papierem do pieczenia. Wysypać do niej ciasteczkową masę, wyrównać, wygładzić i dokładnie, ściśle wgnieść w dno formy. Schłodzić przez 30 minut w lodówce. 


  • Żelatynę zalać gorącą wodą, wymieszać, by nie było najmniejszych grudek. Lekko przestudzić.

    W misie  umieścić schłodzoną śmietankę kokosową. Ubić  na sztywną pianę (uwaga: śmietanka kokosowa po ubiciu nie jest aż tak sztywna jak ubita śmietana kremówka).
    Dodawać jogurt, łyżka po łyżce, cały czas ubijając. Ubijać na najwyższych obrotach przez kilka minut - nie ma obaw o zwarzenie się masy (tylko przy użyciu śmietanki kokosowej). Na sam koniec dodać cukier puder i zmiksować.
    Do żelatyny dodać 2 łyżki masy jogurtowej, dobrze rozprowadzić. Cienką strużką wlewać do ciągle ubijanej masy jogurtowej, miksując.

    Schłodzony spód z Oreo wyjąć z lodówki, przelać na niego masę jogurtową, wyrównać. Schłodzić w lodówce przez 12 godzin lub do całkowitego stężenia pianki ( mi zajęło to 2 godziny) 
 
  • Galaretkę - rozpuścić ją w 300 ml wrzącej wody, całkowicie wystudzić.
    Na stężoną piankę wyłożyć równo jagody, zalać zimną galaretką. Odstawić do lodówki do steżęnia. 
    Po stężeniu galaretki deser posypać wiórkami kokosowymi.



niedziela, 4 sierpnia 2013

Torta di Nada...ciasto z jagodami...

Nadal nie odpuszczam jagodom w domowych deserach, tym razem sięgnełam do przepisu Jemie Olivera na ciasto jagodowe z włoskiej kuchni, Torta di Nada.



To bardzo prosty przepis, łatwy w wykonaniu i naprawdę pachnący owocami. Każdy, kto lubi owocowe ciasta, wilgotne i puszyste...będzie zadowolony...

Torta di Nada


Na początek potrzebujemy nieco masła i pergamin to przygotowania  formy(ja użyłam tortownicy o średnicy 22 cm)

Składniki:
  • 4 duże jajka - w temp. pokojowej
  • 250 g cukru
  • 180 g masła- roztopić
  • 0.5 szkl. oliwy  z oliwek (może być też olej rzepakowy, jeśli ktoś nie lubi smaku oliwy)
  • 150 ml mleka
  • 1 łyżeczka extraktu z wanilii
  • 400 g mąki pszennej
  • 1.5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli morskiej
  • skórka z dwóch pomarańczy i dwóch cytryn
  • ok. 600 g jagód albo winogron(najlepiej czerwonych)

Wykonanie:

 Piekarnik nagrzać do temp. 180 stopni.
Całe jajka i cukier dajemy do miski i miksujemy 3 min, aż masa stanie się puszysta i jasnożółta. Następnie dodajemy rozpuszczone i schłodzone masło, olej, mleko a także wanilię. Dobrze ubić a potem dodać przesianą mąkę, proszek do pieczenia i sól.  Dodać także starte skórki z pomarańczy i cytryny, mieszać drewnianą łyżką aż wszystko dokładnie się wymiesza. Odstawić ciasto na bok na 10 min, aby mąka dobrze wchłonęła płyn.
1/4 jagód wymieszać z ciastem i przełożyć do formy , wygładzić wierzch.
Włożyć ciasto do piekarnika na środkowy poziom i piec 15 min, następnie wyjąć i rozscypać pozostałe jagody na wierzch ciasto, lekko je wciskając.. Włożyć z powrotemna 30-40 min. aż wierzch zrobi sie złocisto- brązowy. Wyjąć ciasto z piekarnika. . Po 10 min. odkroić ciasto od brzegów blaszki , położyć na kratce do studzenia.








sobota, 3 sierpnia 2013

Dziadek i niedźwiadek...

Z osobą Łukasza Wierzbickiego spotkałam się kilka lat temu, kiedy po raz pierwszy wpadła mi w ręce książka "Afryka Kazika" a potem " Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd"(opracowane reportaże z podróży afrykańskiej Kaziemierza Nowaka). Już o tym jakiś czas temu pisałam...

Tym razem chciałabym napisać o innej książce, o doskonałym temacie nie tylko dla dzieci ale i dorosłych.
Otóż sprawa dotyczy prawdziwej historii niedźwiedzia Wojtka, który stał się przyjacielem żołnierzy z Armii Andersa. Przebył z nimi cały szlak bojowy od Iranu przez Irak, Palestynę, Egipt do Włoch, Jeśli dołożyć do tego informację, że ten dzielny niedźwiedź pomagał nawet nosić amunicję- nie trudno sie dziwić, że jego wizerunek uwieczniono w oficjalnym emblemacie 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii 2. Korpusu Polskiego...


"Dziadek i niedźwiadek"



taki nosi tytuł ta ciepła opowieść o niedźwiedziu-żołnierzu i jak napisał w słowie wstępnym  Profesor Wojciech Narębski (ostatni żyjący w Polsce żołnierz z "misiowego" korpusu): "Mam mocną nadzieję, że dzięki tej książce stanie się sławnym i lubianym misiem w Polsce. Był on bowiem naszym autentycznym towarzyszem broni, zasłuzonymi podziwianym przez wszystkichpolskim niedźwiedziem -żołnierzem".

Książka zachęca nie tylko dobrze opowiedzianą historią, w interesujący sposób przedstawiona dzieciom, ale też przyciągają uwagę ilustracje i niemała ilość autentycznych zdjęć...






Polecam też wersję audiobooka, szczególnie praktyczną na czas wakacyjnych podróży...


Poznawanie historii może być naprawdę fascynujące...zwłaszcza w rodzinnym, przytulnym gronie...

czwartek, 1 sierpnia 2013

Powstanie Warszawskie...warto o tym przypominać...

Cóż można dzisiaj więcej powiedzieć, poza tym,że po raz kolejny warto pochylić się nad bohaterstwem Polaków- Warszawiaków, którzy podjęli walke o wolność. Pojawiające się często stwierdzenia,że Powstanie z góry było skazane na klęskę...nie przemawia do mnie. Bo w rezultacie najważniejsze było pokazanie woli walki o WOLNOŚĆ, HONOR i NADZIEJA połączona z WIARĄ, że  się uda...



Dzisiaj po raz kolejny chcę opowiedzieć dzieciom o tym ważnym wydarzeniu, ale chcę im opowiadać obrazami i muzyką. Na początek wykorzystam możliwość wirtualnej wędrówki po Muzeum Powstania Warszawskiego...polecam wszystkim- zwłaszcza tym,którzy mieszkaja poza granicami Polski. Można tam oglądnąć ogrom zdjęć, dokumentów z czasu walki- a dodatkowym atutem jest to,że ta strona dostępna jest w języku nie tylko polskim, ale w angielskim i  we francuskim...

http://1944.wp.pl/index2.php# 

Piosenki też niosą historię i pozwalają bardziej ją zrozumieć...






Czekam z niecierpliwością też na dwa filmy poświęcone Powstaniu. Jeden niezwykły, mówi się ,że jedyny taki film na świecie,bo jako fabuła będzie złozony z materiałów archiwalnych. Data premiery jeszcze nie  jest znana...ale zwiastun już jest:)


 I na koniec zachęta na pójście do kina na film "Sierpniowe niebo
 63 dni chwały" ...


Mam nadzieję, że tym razem będzie warto!


piątek, 26 lipca 2013

Obiad na zielono, czyli groszkowa zupa- krem...

Lato w pełni, słońce grzeje, chęć na długie gotowanie zdecydowanie mi odchodzi a poza tym apetyty wszystkich moich domowników osłabły w wysokich temperaturach...więc postanowiłam zaserwować zupę kremową z zielonego groszku z dodatkiem ptysiego groszku...
Nie dość, że zupa expresowa do zrobienia to smaczna i zdrowa...polecam dla maluchów i dorosłych.


 
Wystarczy przygotować małą cebulke ,troszke oliwy, pół paczki mrożonego groszku(najsmaczniejszy jest taki drobny ogrodowy) i pół litra bulionu rosołowego...

Cebulkę drobno kroimy, podsmażamy na oliwie dodajemy groszek i chwilę smażymy, następnie dolewamy bulion...gotujemy do miękkości.



 Potem miksujemy ,doprawiamy do smaku, można dodac  śmietanę a na koniec , już na talerzu, posypać groszkiem ptysiowym...




niedziela, 21 lipca 2013

Jagodowe muffiny na wakacyjne popołudnie...

Bardzo lubię jagody, zwłaszcza te świeże, zrywane w lesie w czasie wakacji....
Z dzieciństwa pamiętam przepyszną zupę jagodową i pierogi z jagodami, polewana słodką śmietaną...pycha!



 Na dzisiejsze, niedzielne popołudnie wybrałam coś jagodowego na deser...czyli...

" JAGODOWE MUFFINY"



Składniki podaję na 12 porcji

100 g otrębów (pszennych lub owsianych)
300 ml mleka
300 g mąki pszennej
2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki soli
2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 jajka
240 g cukru (lub mniej, może być brązowy)
300 ml oleju słonecznikowego
200 g jagód


Przygotowanie:

Formę na muffiny wykładamy papilotkami lub smarujemy olejem. Piekarnik nagrzewamy do 170 stopni.
Otręby mieszamy z mlekiem i odstawiamy na czas przygotowania reszty składników( ja tym razem zamiast otrębów użyłam błyskawicznych płatków owsianych).
Do jednej miski przesiewamy mąkę ,sól, proszek do pieczenia oraz sodę.
Do drugiej wbijamy jajka, dodajemy cukier i olej.Wszystko dobrze rozbełtać i wymieszać- nie miksować
Następnie do miski z mąka wylać płynną masę i potem nasączone otręby-delikatnie wymieszać. Na koniec dodajemy jagody i bardzo ostrożnie mieszamy.
Papilotki wypełniamy w całości masą i wstawiamy do piekarnika na 20-25 min. Najlepiej pod koniecpieczenia sprawdzić patyczkiem,czy środek muffinek jest suchy.

Można podawać jeszcze ciepłe. Wspaniale smakują z mlekiem...

 

choć ja i tak najbardziej lubie je z kawą:):)