W każdym razie, na taki dzień jak dzisiejsza niedziela, doskonała jest książka, filiżanka gorącej kawy i świeżo upieczona babeczka marchwiowa...
Od kilku dni czytam jedną z dwóch bardziej znanych książek Ann- Marie Macdonald
"Zapach cedru".
Kiedy po raz pierwszy wzięłam tę powieść do ręki, zwróciłam uwagę na umieszoną na okładce, krótką opinię Ophry Winfrey: " Co za szalona jazda! Nie nadążałam z przewracaniem kartek ". I szczerze przyznam, że nie potraktowałam tej wypowiedzi szczerze...do momentu dopóki sama nie zaczęłam czytac zachłannie każdej kolejnej strony.
Poszperałam w internecie i znalazłam całą gamę różnych opinii na temat tej książki, więc podarowałam sobie dalsze wirtualne poszukiwania i skupiłam się na pachnących nowością kartkach tej powieści....
Co za niezwykła i nieprzewidywalna książka... pełna mrocznych historii i odcieni miłości...nie jest to tanie romansidło...oj, nie!
Krótko mówiąc " Zapach cedru" to saga rodzinna, której dzieje rozpiete są między końcem XIX wieku a latami 70-tymi XX wieku. Mnie ujeła barwność relacji międzyludzkich, która jest podstawą tej książki. Jeśli dodać do tego nieoczekiwane zmiany losów głównych bohaterów zaplatane w wydarzenia historyczne toczące sie w tle...to warto po nią sięgnąć...
Nie jest to książka lekka, ale na pewno przyjemna, kobiety, które w niej spotykamy są tak bardzo różne, każda z nich to jedna nić w utkanej historii. Dopełnieniem bardzo wyraźnym jest Jakub Pipper , mąż Materii, z którą zakładają rodzinę- losy, której zgłębiamy z każdą stroną!
O fabule pisać nie będę, bo warto samemu sięgnąć po tę intrygującą sagę, a po drugie książka ma tak nietypowy klimat, że mogłabym jeszcze niechcący go zniekształcić...
Jedyne co mogę, to szczerze polecić próbę złapania i zanurzenia się w zapachu cedru...zapachu, którego choć z doświadczenia nie znam, to po tej lekturze będę intensywnie poszukiwać....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz