Im dłużej jestem Mamą tym bardziej uświadamiam sobie, jak trudne, a jednocześnie fascynujące, jest rodzicielstwo.
Zanim pojawiły się nasze dzieci, w głowie miałam bardzo dokładnie poukładane jak chcę je wychowywać, jak reagować w pewnych sytuacjach, czy czego ABSOLUTNIE robić nie będę...taki miałam piękny i klarowny plan.
Przy pierwszym dziecku przez 18 miesięcy wszystko szło jak z płatka- no bo powiedzmy sobie szerze- kiedy ma się malucha, który pięknie śpi, jest pogodny i ma się dla niego mnóstwo czasu...na horyzoncie nie widać żadnych problemów...
Ale kiedy pojawia się drugie, trzecie a potem czwarte ... życie nabiera tempa i kolorytu. Starsze dzieci rosną, więcej mają potrzeb...a czasu mamy mniej, zmęczenie wzrasta itd... szybko można złpać się na tym, że wielkie ideały coraz trudniej realizować...praktyka ucieka przed teorią... i wtedy dobrze, kiedy wkroczą ONE...dobre porady...mogą być w postaci książkowej...byleby były zgodne z naszym światopoglądem...
Mam takie dwie książki, które bardzo lubię i uważam za przydatne.
Pierwsza ... myślę, że dość popularna, autorstwa Adele Faber i Elaine Mazalish, "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły"
Autorki tej książki dzielą się swoimi doświadczeniami i dylematami rodzicielskimi, co pozwala na szybkie zrozumienie tego, że moje przeżycia z dziećmi nie są aż takie wyjątkowe i nie do rozwiązania. Przede wszystkim chodzi o to, żeby nauczyć się dobrze komunikować z własnymi dziećmi i nauczyć się doceniać i szanować ich uczucia...
Moim ulubionym poradnikiem w tej dziedzinie jest książka, napisana przez małżeństwo, Monikę i Marcina Gajdów, "Rodzice w akcji"
Monika i Marcin są nie tylko rodzicami czwórki dzieci(coś ich łączy ze mną:)) ale też terapeutami pomagającymi rzeszom rodziców w rozwiązywaniu wszelkich trudności wychowawczych. Ponad to ( co jest dla mnie osobiście bardzo ważne) prowadzą działalność rekolekcyjną, konferencyjną. Więcej informacji na temat ich działalności można znaleźć na stronie www.gajdy.pl
Podobają mi się stwierdzenia Marcina Gajdy: Rola odpowiedzialnego rodzica łączy w sobie rolę policjanta i towarzysza. Dzieci potrzebują granic, ale także czasu ...
...Dla mnie idealnym określeniem rodzica są dwa słowa: łagodny i stanowczy...
wtorek, 2 października 2012
sobota, 29 września 2012
Urodzinowa sobota...
Skończyło sie urodzinowe przyjęcie Zosi...
Było wesoło i po babsku... bracia Zosi samoistnie...wycofali się z takiego zagęszczenia dziewczyn:)
Urodziny były co prawda niemal 2 tygodnie temu, ale przez moje niedomagania zdrowotne zostało przełożone na dzisiaj:)
Od wczorajszego wieczoru byłam całkowicie pochłonięta kulinarnymi przygotowaniami. Po pierwsze, tort dla jubilatki, po drugie, babeczki...itd.
Zaczęłam dość późno, bo zdecydowanie musze mieć ciszę wokół siebie i żadnych zbędnych rozmów( katastrofa wówczas gotowa).
Tort miał być z elementami różowymi...i był!
Babeczki należały do grupy tych, które podaje się z musem czekoladowym- to był mój debiut...
Zaserwowałam dziewczynom też beziki z nadzieniem truskawkowym( te kupowałam) z polewą czekoladową...
a także rożki waflowe wypełnione owocami...one najszybciej zniknęły ze stołu...
Oczywiście, kanapeczki serduszkowe też długo nie poleżały...
To było naprawdę bardzo udane popołudnie z radosnym śmiechem grupy dziewuch, które zaczęły wkraczać powoli w nastoletni świat...
Było wesoło i po babsku... bracia Zosi samoistnie...wycofali się z takiego zagęszczenia dziewczyn:)
Urodziny były co prawda niemal 2 tygodnie temu, ale przez moje niedomagania zdrowotne zostało przełożone na dzisiaj:)
Od wczorajszego wieczoru byłam całkowicie pochłonięta kulinarnymi przygotowaniami. Po pierwsze, tort dla jubilatki, po drugie, babeczki...itd.
Zaczęłam dość późno, bo zdecydowanie musze mieć ciszę wokół siebie i żadnych zbędnych rozmów( katastrofa wówczas gotowa).
Tort miał być z elementami różowymi...i był!
Babeczki należały do grupy tych, które podaje się z musem czekoladowym- to był mój debiut...
Oczywiście, kanapeczki serduszkowe też długo nie poleżały...
To było naprawdę bardzo udane popołudnie z radosnym śmiechem grupy dziewuch, które zaczęły wkraczać powoli w nastoletni świat...
piątek, 28 września 2012
Zupa z dyni z grzankami...
Dynie zazwyczaj pojawiają się w sklepach w okolicach połowy października...i wtedy jestem zmuszona kupować je w większych rozmiarach...co nie jest dobre. Raz, że trudno jeść dynię przez tydzień codziennie a dwa...odmiana ich nie jest tak smaczna.
W tym roku upolowałam piękne, małe dynie, przeznaczone specjalnie do wyrobów kulinarnych, o lekko słodkawym smaku...na sam ich widok ślinka leci...
Zatem sezon dyniowy zaczęłam od zupy kremowej z grzankami... Moje dzieci bardzo lubia wszelkie zupy kremowe-mogę wtedy przemycać różnego rodzaju warzywa i ziołowe przyprawy.
Bo jak tu nie serwować tego słonecznego, jesiennego warzywa, kiedy zawiera dużą ilość beta-karotenu, kwasu foliowego, potasu a do tego jest niskokaloryczne i pożywne?:)
W tym roku upolowałam piękne, małe dynie, przeznaczone specjalnie do wyrobów kulinarnych, o lekko słodkawym smaku...na sam ich widok ślinka leci...
Zatem sezon dyniowy zaczęłam od zupy kremowej z grzankami... Moje dzieci bardzo lubia wszelkie zupy kremowe-mogę wtedy przemycać różnego rodzaju warzywa i ziołowe przyprawy.
Bo jak tu nie serwować tego słonecznego, jesiennego warzywa, kiedy zawiera dużą ilość beta-karotenu, kwasu foliowego, potasu a do tego jest niskokaloryczne i pożywne?:)
Zupa z dyni z grzankami
podaję przepis na 4 porcje
1 kg dyni
1 cebula
2 porcje topionego serka śmietankowego
1 litr bulionu warzywnego(może być z kostki)
przyprawy( kminek,chili, kurkuma...)
Dynię oczyścić, obrać ze skórki i pokroić w centymetrowe kwadraty.
Cebulę drobno posiekać w kostkę. Wrzucić oba warzywa do garnka i dusić do miękkości. Warzywa gotowe i lekko schłodzone zmiksować a następnie zalać bulionem. Zagotować, dodać serek topiony i przyprawy.
Gdy zupa będzie już na talerzu, dodać grzanki...
czwartek, 27 września 2012
Gustaw i Magdalena...
Dzisiaj nareszcie miałam troszkę więcej wolnego czasu... a co za tym idzie chwilę na lekturę przy kawie...
Nie często zdarza mi się mieć jednocześnie dom bez dzieci i trzy kwadranse w ciągu dnia na czytanie...
Wyciągnęłam z szafki jedną z niedokończonych książek...Gustaw i ja...
Nie szczególnie przepadam za biografiami czy autobiografiami aktorów, muzyków...ale tej nie mogłam sobie podarować.
W dzieciństwie kochałam Magdalenę Zawadzką, w roli Basi Wołodyjowskiej oraz późniejsze widziane z nią role filmowe..
W starszym trochę wieku, zaczęłam doceniać aktorstwo Gustawa Holoubka, po raz pierwszy chyba, kiedy zobaczyłam go w "Lawie" Tadeusza Konwickiego.
Książka jest jednym wielkim wspomnieniem Magdaleny Zawadzkiej o zmarłym mężu, jego życiu nie tylko aktorskim, ale i ich wspólnym...
Sama na końcu wspomnień pisze:
"Poczułam próbę utrwalenia tego, co pamiętam i czuję. Głównie dla siebie, ale chcę tę pamięć przekazać też tym, którzy nie znali Gustawa Holoubka takiego, jaki był na co dzień, albo chcieliby widzieć go jako pełną powagi i dostojeństwa pomnikową postać, którą nigdy nie był i nie chciałby być..."
Wiele zabawnych historii, z życia pary, ubawiło mnie w tej książce, jedną z ulubionych jest anegdota o tym, jak po długim czasie kupili sobie samochód, którym wybrali się do Krakowa. Oboje to typ ludzi " lekko zakręconych"...więc chcąc wrócić z powrotem do Warszawy wsiedli w pociąg...i w nim przypomnieli sobie, że przecież właśnie zostawili w Krakowie swój samochód:)
Nie często zdarza mi się mieć jednocześnie dom bez dzieci i trzy kwadranse w ciągu dnia na czytanie...
Wyciągnęłam z szafki jedną z niedokończonych książek...Gustaw i ja...
Nie szczególnie przepadam za biografiami czy autobiografiami aktorów, muzyków...ale tej nie mogłam sobie podarować.
W dzieciństwie kochałam Magdalenę Zawadzką, w roli Basi Wołodyjowskiej oraz późniejsze widziane z nią role filmowe..
W starszym trochę wieku, zaczęłam doceniać aktorstwo Gustawa Holoubka, po raz pierwszy chyba, kiedy zobaczyłam go w "Lawie" Tadeusza Konwickiego.
Książka jest jednym wielkim wspomnieniem Magdaleny Zawadzkiej o zmarłym mężu, jego życiu nie tylko aktorskim, ale i ich wspólnym...
Sama na końcu wspomnień pisze:
"Poczułam próbę utrwalenia tego, co pamiętam i czuję. Głównie dla siebie, ale chcę tę pamięć przekazać też tym, którzy nie znali Gustawa Holoubka takiego, jaki był na co dzień, albo chcieliby widzieć go jako pełną powagi i dostojeństwa pomnikową postać, którą nigdy nie był i nie chciałby być..."
Wiele zabawnych historii, z życia pary, ubawiło mnie w tej książce, jedną z ulubionych jest anegdota o tym, jak po długim czasie kupili sobie samochód, którym wybrali się do Krakowa. Oboje to typ ludzi " lekko zakręconych"...więc chcąc wrócić z powrotem do Warszawy wsiedli w pociąg...i w nim przypomnieli sobie, że przecież właśnie zostawili w Krakowie swój samochód:)
niedziela, 23 września 2012
Książki na jesienne wieczory...
Dzisiaj rozpoczęła się kalendarzowa jesień...zapowiedź krótkich dni i długich wieczorów.
Wreszcie można wygospodarować więcej czasu na dobrą książkę...w każdym razie na pewno na taką, która przyniesie nam radość.
Bardzo polecam dwa tytuły...zupełnie różne w swoim rodzaju ...ale łączy je jedno: opowieść o skomplikowanych ludzkich losach, przeplatanych namiętnościami, wojnami i pewną tajemniczością.
" Cukiernia Pod Amorem" Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk...trzytomowa saga o Gutowie.
Już sama okładka, kiedy się na nią patrzy niemal pachnie tymi wszystkimi wspaniałościami cukierniczymi, którym mało kto, tak naprawdę, potrafi się oprzeć. I podobnie jest z samą treścią książki. Ja w każdym razie bardzo lubię kliamty małych miasteczek, w których zasadzona jest pokoleniowa historia. A jeśli przeczytacie te książki, to przekonacie się, jak bardzo historie rodzin niespodziewanie potrafią się spaltać...
Ale to nie koniec...już powstała kolejna seria opowieści o czasach minionych, której bohaterem jest jedna z kobiet występujących w pierwszym tomie "Cukierni Pod Amorem" ...Róża z Wolskich.
Pierwszy tom już się pojawił: " Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich."
I na koniec jedna z moich ukochanych książek ,"Pokuta", którą napisał IAN McEWAN...
Doskonała powieść.
Ta książka to czarowna, niezwykła wędrówka przez ludzkie świadomości, które przeplatają się wzajemnie...Krytycy uważają tę książkę za najwybitniejsze dzieło Mcewana...i cichutko powiem, że zupełnie się z nimi zgadzam.
Na podstawie tej książki powstał film, bardzo udany i nie zniekształcający powieści- do tego jeszcze wspaniałe role aktorskie... Keiry Knightley i James'a McAvoy'a... POLECAM!
Wreszcie można wygospodarować więcej czasu na dobrą książkę...w każdym razie na pewno na taką, która przyniesie nam radość.
Bardzo polecam dwa tytuły...zupełnie różne w swoim rodzaju ...ale łączy je jedno: opowieść o skomplikowanych ludzkich losach, przeplatanych namiętnościami, wojnami i pewną tajemniczością.
" Cukiernia Pod Amorem" Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk...trzytomowa saga o Gutowie.
Już sama okładka, kiedy się na nią patrzy niemal pachnie tymi wszystkimi wspaniałościami cukierniczymi, którym mało kto, tak naprawdę, potrafi się oprzeć. I podobnie jest z samą treścią książki. Ja w każdym razie bardzo lubię kliamty małych miasteczek, w których zasadzona jest pokoleniowa historia. A jeśli przeczytacie te książki, to przekonacie się, jak bardzo historie rodzin niespodziewanie potrafią się spaltać...
Ale to nie koniec...już powstała kolejna seria opowieści o czasach minionych, której bohaterem jest jedna z kobiet występujących w pierwszym tomie "Cukierni Pod Amorem" ...Róża z Wolskich.
Pierwszy tom już się pojawił: " Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich."
I na koniec jedna z moich ukochanych książek ,"Pokuta", którą napisał IAN McEWAN...
Doskonała powieść.
Ta książka to czarowna, niezwykła wędrówka przez ludzkie świadomości, które przeplatają się wzajemnie...Krytycy uważają tę książkę za najwybitniejsze dzieło Mcewana...i cichutko powiem, że zupełnie się z nimi zgadzam.
Na podstawie tej książki powstał film, bardzo udany i nie zniekształcający powieści- do tego jeszcze wspaniałe role aktorskie... Keiry Knightley i James'a McAvoy'a... POLECAM!
czwartek, 20 września 2012
Paccheri-gigantyczny makaron...
Nie znam się jakoś szczególnie na kuchni włoskiej, ale makarony lubię...zwłaszcza w towarzystwie warzyw.
Dzisiaj musiałam zrobić expresowo obiad i dlatego biegając z koszykiem po sklepie wybrałam w pierwszej kolejności dział z mrożonkami a potem półkę z makaronami...
Mam taki dyżurny, lubiany przez cała rodzinę zestaw warzyw, które można jeść na wiele sposobów.
Wśród makaronów stała paczka -jak to powiedział Szymon- z ogromnymi rurami hehe..
No i raz dwa, wrzuciałm ją do koszyka ...i w ten sposób produkty na obiad były gotowe.
Paccheri to rodzaj makaronu charakterystyczny dla kuchni neapolitańskiej. Wyrabiany jest z pszenicy durum.
Termin powstał w Starożytnej Grecji i nadal używany jest w języku włoskim-a dokładniej mówiąc, w dialekcie neapolitańskim i oznacza uderzenie otwartą dłonią w policzek.
Paccheri głównie podaje się z sosem albo można je nadziewać serem ricotta.
Ja jednakże złamałam nieco tradycje neapolitańską i stworzyłam swoją...wedle potrzeby.
Do makaromu przygowałam duszone warzywa z koncentratem pomidorowym i drobno pokrojonymi frankfuterkami... i posypałam parmezanem...
Dzisiaj musiałam zrobić expresowo obiad i dlatego biegając z koszykiem po sklepie wybrałam w pierwszej kolejności dział z mrożonkami a potem półkę z makaronami...
Mam taki dyżurny, lubiany przez cała rodzinę zestaw warzyw, które można jeść na wiele sposobów.
Wśród makaronów stała paczka -jak to powiedział Szymon- z ogromnymi rurami hehe..
No i raz dwa, wrzuciałm ją do koszyka ...i w ten sposób produkty na obiad były gotowe.
Paccheri to rodzaj makaronu charakterystyczny dla kuchni neapolitańskiej. Wyrabiany jest z pszenicy durum.
Termin powstał w Starożytnej Grecji i nadal używany jest w języku włoskim-a dokładniej mówiąc, w dialekcie neapolitańskim i oznacza uderzenie otwartą dłonią w policzek.
Paccheri głównie podaje się z sosem albo można je nadziewać serem ricotta.
Ja jednakże złamałam nieco tradycje neapolitańską i stworzyłam swoją...wedle potrzeby.
Do makaromu przygowałam duszone warzywa z koncentratem pomidorowym i drobno pokrojonymi frankfuterkami... i posypałam parmezanem...
środa, 19 września 2012
Piłka nożna, nie tylko dla mężczyzn...
Dzisiejszy wieczór kipiał od wrażeń jakie przynieśli Zosia z Antkiem wraz z Tatą...
Trudno sie dziwić, bo wrócili z pierwszego w swoim życiu meczu piłkarskiego oglądanego z trybun stadionu...
Mecz kwalifikacyjny...UEFA WOMEN'S EURO 2013...
taaak...piłkarki reprezentacji Anglii, grały na tyle skutecznie, że pokonały przeciwniczki z Chorwacji 3:0.
Nie będę ukrywać, że chociaż w dzieciństwie uwielbiałam grać w piłkę nożną, to specjalnie zwolenniczką żeńskiego futbolu nie jestem...ale jeśli komuś sprawia to radość...to czemu nie:)
Trudno sie dziwić, bo wrócili z pierwszego w swoim życiu meczu piłkarskiego oglądanego z trybun stadionu...
Mecz kwalifikacyjny...UEFA WOMEN'S EURO 2013...
taaak...piłkarki reprezentacji Anglii, grały na tyle skutecznie, że pokonały przeciwniczki z Chorwacji 3:0.
Nie będę ukrywać, że chociaż w dzieciństwie uwielbiałam grać w piłkę nożną, to specjalnie zwolenniczką żeńskiego futbolu nie jestem...ale jeśli komuś sprawia to radość...to czemu nie:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)