Kilka lat temu usłyszałam o książce Pascala Mercier (prawdziwe nazwisko Peter Bieri) "Nocny pociąg do Lizbony"
i jakoś tak się układało, że znalezienie jej rozmywało się w codzienności...potem zapomniałam aż.....do chwili kiedy znalazłam film o tym samym tytule...
Byłam bardzo przejęta, bo nie miałam pewności, czy to film o TEJ książce , która zakotwiczyła się w mojej głowie i czekała na pełne odkrycie...
Jedyne co pamiętąłam z opisanej fabuły powieści to początek rodzącej się w niej historii pewnego starszego nauczyciela języków klasycznych, który jednego dnia, pod wpływem spotkania z piękną nieznajomą, porzuca swoje dotychczasowe życie, wsiada do pociągu jadącego do Lizbony i...
rozpoczyna największą przygodę swojego życia...odkrywa sam siebie...
Raimund Gregorius, główny bohater, nabywa książkę pewnego portulgalskiego autora, Amadeu de Prado...jest na tyle jej ciekawy, że postanawia nie tylko w jednej chwili porzucić pracę nauczyciela, ale zaczyna uczyć się języka portugalskiego i kawałek po kawałku...odsłaniają się przed nim przemyślenia Portugalczyka...które jednocześnie okażą się odbiciem jego samego...odżywają od lat niestawiane pytania ...ale to tylko niektóre aspekty spotkania w "nowym" świecie...
Film piękny, odkrywający uroki Lizbony, wspaniała obsada-w roli głównej Jeremy Irons- i klimat...filmu...taki jak lubię...no i zachęcił natychmiast do kupienia książki(szkoda,że nie było odwrotnie tym razem)...kupiłam...przeczytałam...szczerze namawiam do przeczytania a potem do oglądnięcia filmu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz